Archiwa blogu

Moja ciemna strona. Kocham Ją.

pozbieraj się, zanim ruszysz w drogę..

spakuj swoje rzeczy, zanim wyruszysz w dalszą podróż..

zintegruj siebie..

Mroki świadomości, czyli wyparte doświadczenia, sceny z życia, oraz całe wcielenia.

Każdy z nas pragnie myśleć o sobie dobrze, wierzyć, że nasz własny sposób myślenia jest właściwy, że postępujemy tak dobrze jak tylko jesteśmy w stanie, że dokonujemy najlepszych wyborów z możliwych.

Siłą rzeczy musimy myśleć o sobie pozytywnie, ponieważ kultura w której żyjemy nagradza właśnie za dobre postępowanie, a my chcemy być w niej akceptowani.

Z kolei nasz usystematyzowany przez kulturę oraz nas samych system przekonań pozwala nam czerpać siłę właśnie z faktu, że postępujemy tak jak należy, czyli sensownie i racjo-nalnie, czyli że mamy całkowitą rację lub przynajmniej nasze życiowe strategie nie są jej pozbawione.

No tak, każdy ma rację. Jak to kiedyś dobitnie ujął główny bohater filmu Brudny Harry, „każdy ma swoją rację, podobnie jak dziurę w …”.

I tutaj zaczyna się dylemat, któremu na imię życie w społeczeństwie. No bo jak pogodzić tak wiele, często tak różnych racji? Wynalezienie słowa tolerancja nie rozwiązało sprawy, gdyż w przypadku spornych różnic, które nasz logiczny umysł traktuje jako oczywiste, do gry przystępują emocje, które napędzane wspomnieniami z całego życia, w jednej chwili potrafią sprowadzić nas do parteru. Idea kompromisu przypomina nam wtedy pozbawienie nas podstawowych praw.

Gniew, złość czy wstręt potrafią być tak irracjonalne i natrętne, że często paraliżują nasz harmonijny sposób postrzegania świata na długie godziny, a nawet i dni. A że jedna z głównych zasad funkcjonowania tego świata brzmi: „podobne przyciąga podobne”, stopniowo nasze pełne emocji myśli wchodzą w rezonans z innymi, o podobnym charakterze, przebiegu czy wibracji i tak właśnie możemy wejść w osobisty „front niżowy”, który może się utrzymywać przez jakiś czas w naszym codziennym życiu (depresja).

Mroki. Ciemności. Cienie. Sprawy do których nie chcemy wracać. Osoby, które chcielibyśmy wytrzeć z naszej pamięci. Błędy, których świadomość nie pozwala nam o sobie dobrze myśleć. Doświadczenia, które były tak bolesne, że j u ż o nich nie pamiętamy. (CIEMNOŚĆ – czy wszystko się z niej wyłania?)

6

Co jednak zrobić gdy z głębi duszy wyłaniają się mroczne widma i nie dają nam spokoju? Nagle, niemal bez powodu, zaczynam odczuwać złość do swojej matki, i mimo że już jestem dorosły a nasze wzajemne stosunki wydają się całkiem harmonijne, w pamięci jako żywo stają mi wszystkie obrazy, w których moje skądinąd logiczne ego oskarżającym palcem wytyka jej wszystkie błędy wychowawcze, a które teraz powtarzam w relacji ze swoimi dziećmi, co jeszcze zwiększa moją irytację. A już myślałem, że mam to za sobą. Dawno wybaczyłem swojej mamie, zwłaszcza gdy sam zacząłem doświadczać trudów związanych z budowaniem pełnych miłości więzi ze swoimi dziećmi. A jednak mójj gniew w stosunku do niej się tylko nasila. Dlaczego? Logicznie rzecz biorąc, „wszystko” zrozumiałem, i w związku z tym powinienem odczuwać satysfakcjonujący spokój, jednak emocje… unoszą się niczym tłuste plamy ropy na wodzie i za nic nie chcą się w niej rozpuścić. Problem z dnia na dzień się coraz bardziej zaognia. (KOSZMARY POWRACAJĄ – OZNAKA OŚWIECENIA?)

Natarczywe myśli przenikają każdą chwilę spokoju, masz problemy z zaśnięciem, a wysoki poziom poirytowania i złości, już teraz niemal na „cały świat”, najsilniej odczuwasz w godzinach dopołudniowych. W końcu masz już wszystkiego dość i proponujesz partnerowi jakiś wyjazd, aby o tym „zapomnieć”, przenieść punkt skupienia na coś innego, oderwać się od natrętnych myśli o matce; ewentualnie rzucasz się w wir zajęć w ogrodzie, które zmęczą cię fizycznie i dzięki temu wyzwolisz gromadzące się w komórkach toksyny. Ale czy taka ucieczka, a więc wyparcie, celowa izolacja, jest dla ciebie dobre? Pewnie zależy z jakiej perspektywy na to spojrzeć. Coś co jest wytchnieniem dla umysłu i ciała, może wywołać lekko zawiedzione westchnienie i tak bardzo cierpliwej duszy… (CZY MOŻNA UCIEC PRZED MROKIEM? I CZY WARTO? I JAK DŁUGO MOŻNA)

Bo ona wie, że mrok stanowi niezastąpione tło dla światła. Bez niego światło byłoby niczym..

Ale nie tylko wzajemny kontrast jest dla tych przeciwstawnych pojęć taki ważny. Czasami idą na kompromis, a nawet podejmują współpracę… jako światłocienie… Świat nie jest czarno-biały, choć wtedy jest taki wyraźny, ale przecież my jesteśmy aktorami z dosyć subtelnymi rolami do odegrania, nieprawdaż? Życie wydaje się oczywiste dopóty, dopóki nie odkryjemy że składa się z paradoksów, które wykluczają się tylko pozornie… paradoksalnie. (BIEGUNOWOŚĆ – MATKA PARADOKSÓW)

Wróćmy do tych mrocznych części nas samych, które celowo lub nieświadomie zostały wyrzucone poza burty naszej tytanicznej pamięci. Brzydkie dzieci wyrzucone z kąpielą? Już ich nie kochamy? Nigdy już nie zaznają naszej ciepłej akceptacji? Powiedzmy, że to co zrobiliśmy kiedyś już się wydarzyło i nie możemy tego zmienić. A co możemy? Możemy spojrzeć na to z innej, nowej perspektywy. Bardziej wyrozumiałej, tolerancyjnej. Szerszej, głębszej, pełniejszej. Możemy zrozumieć, że wtedy, gdy staliśmy przed tamtym wyborem, podjęliśmy NAJLEPSZĄ w naszym mniemaniu decyzję. Bo taki jest człowiek. Zawsze stara się dokonać właściwego, lub przynajmniej najlepszego możliwego wyboru. Choć z perspektywy czasu, może mu się wydać, że postąpił niewłaściwie. Ale takie właśnie jest życie. (W „TERAZ” ZAWSZE STARAMY SIĘ DOKONAĆ NAJLEPSZEGO WYBORU)

Gdybym wiedział co będzie jutro, nie miałbym po co istnieć. Sens istnienia? A więc popełniamy błędy, które błędami nie były, gdy jeszcze były naszymi najlepszymi wyborami? Ale już po chwili świat nazwał je inaczej i oto stały się dla nas niewygodne, więc trzeba by tu gdzieś się ich pozbyć..

Ale czy jest takie miejsce, takie wysypisko niepotrzebnych doświadczeń? Z perspektywy umysłu to takie wygodne wyjście. Wyrzuć co niepotrzebne, uprzątnij swój umysł z niepotrzebnych „gratów”, daj sobie odpowiednią sugestię, poprzyj dobrą afirmacją, albo pójdź na seans regresyjny i każ wstawić „odpowiednią”, czytaj „pozytywną” wersję zdarzeń zamiast tej nieakceptowanej.

A jeśli każdy nasz czyn, najciszej wypowiedziane słowo, najbardziej niepozorna myśl, wszystkie one nie przestają nigdy istnieć? Co, jeśli, niczym śmiecie krążące po orbicie dookoła Ziemi, i one również gdzieś krążą, a my albo ich nie widzimy, albo staramy się nie czuć ich obecności? A co jeśli wszystkie one, przez to, iż są częścią NAS – lub chociażby naszym tworem – są nam z pewnych względów niezmiernie potrzebne? Może chodzi o odpowiedzialność za pozostawienie ich tam gdzie są, tak jak wtedy gdy wyrzucamy śmiecie jadąc samochodem, a może są dla nas cenne z jakichś nader praktycznych powodów, jak te wszystkie rzeczy, które mężczyźni lubią magazynować w garażach, bo „kiedyś mogą się przydać” i z reguły prędzej czy później tak właśnie jest. Co wtedy? Może warto po nie jednak sięgnąć? Przyjrzeć im się bliżej? Sprawdzić, czy aby nie przydadzą nam się do czegoś?

Nadal mówimy o tych „ciemnych, brzydkich” rzeczach, które sami stworzyliśmy. No i wreszcie argument mocno emocjonalny: jeśli powstały one w naszych głowach, sercach, ustach, czy w jakiś inny sposób ale w związku z nami, to czy nie są w pewnym sensie naszymi dziećmi? Tymi brzydkimi dziećmi, których czasami może nawet się wstydzimy, ale po chwili spoglądamy na nie już wzruszonym wzrokiem, który wyraża tyle miłości..

Złość, wstyd, zakłamanie, nienawiść, agresja, egoizm, negatywizm, brzydota to tylko niektóre z naszych aspektów do których nie chcemy się przyznać. To nie ja! Ja taki nie jestem! Ja tak nie wyglądam! Ja się tak nie zachowuję! Nawet jeśli intencje mieliśmy dobre, to po chwili czas „pomoże” nam zweryfikować doświadczenie i wydać ocenę, która może nam się nie spodobać. A o złych ocenach lepiej nie mówić.

A co jeśli te brzydkie, niechciane, śmierdzące twory naszego życia mają sens? A może i są nieprzypadkowe? I paradoksalnie, mogą być w przybliżeniu nie mniej warte niż każda z tych rzeczy, z których jesteśmy w swoim życiu tacy dumni?

Niemożliwe? A jeśli światło bez ciemności faktycznie byłoby niczym? Jeśli to właśnie mrok wyznacza jego granice, nadaje mu kształt, przydaje formy? Z jednej strony „więzi” i „ogranicza”, z drugiej „kreuje” i „wyznacza”.

Czy wszystko musi być aż takie relatywne? – ktoś może zapytać. Może raczej dopełniające – odpowiedziałaby jakaś inna osoba.

Z pewnością każdy człowiek jest sam w sobie odrębnym wszechświatem, pełnym złożonych systemów i procesów z sobie właściwym kodem dna, systemem przekonań i sposobem reagowania. Ale jest także częścią jakiejś większej całości – gatunku, społeczeństwa, kosmosu, Stwórcy.

Czy będąc częścią jakiejś większej całości, możemy sobie pozwolić na „wyrzucenie” niektórych naszych „osobistych” części? Czy nie zuboży to tej większej całości? Czy nie zrobimy w niej dziur? Czy przez to będzie „lepsza” bo pozbawiona części rzekomo negatywnych, czy może niekompletna, bo jednak były one składnikiem całej konstrukcji. Pamiętajmy, że nawet atomy są zbudowane z części naładowanych dodatnio i ujemnie.

No właśnie, równowaga. Wyobraź sobie huśtawkę dla dzieci typu dwa koniki. Jeżeli po jednej stronie umieścisz wszystko to co pozytywne a po drugiej nie będzie niczego dla przeciwwagi to czy zostanie zachowany balans?

Często mówiono nam, aby unikać mroku.

Z drugiej strony to właśnie ciemność zawsze wydawała się zazdrośnie skrywać wszelkie tajemnice.

highres_12215316

ps. na koniec mała dywagacja. W nawiązaniu do różnych przekazów czanelingowych, które mówią o ‚zanikaniu światła 3 gęstości’.

Właśnie, dlaczego przejściu w 4ty wymiar/gęstość miałyby towarzyszyć na przykład kataklizmy, czyli zdarzenia z natury traumatyczne? Może dlatego, że ludzie odwrócili się od swoich „ciemnych stron”, niemal zupełnie odcinając się od ich obecności. Dlatego to burzliwe przejście, pełne dramatycznych wydarzeń (walki o przetrwanie) mogłoby „pomóc” ludziom wejść w „niskie” stany emocjonalne/wibracji, przez co za pomocą fal rezonansu przyciągnęlibyśmy wiele doświadczeń, które wyparliśmy żyjąc w wygodnickich warunkach, gdzie mogliśmy sobie na takie „zapomnienie” pozwolić. Walcząc o przetrwanie, ponownie, mimo całej naszej wiary w swoją „doskonałość” (emocjonalną, duchową, etyczną itd.), odkrylibyśmy, że wcale aż tak daleko nie wyewoluowaliśmy, a raczej rozwinęliśmy bardziej tylko technologiczną strukturę i materię cywilizacji, która bądź co bądź nie doprowadziła nas do integracji, a zaoferowała nam luksus wyparcia negatywnych doświadczeń z życia.

Spojrzenie, a następnie ogarnięcie wszystkich aspektów siebie, tych pozytywnych i tych negatywnych, to powrót do całości. Choćby ‚tylko’ tej osobistej, czytaj: istotnej.