Archiwa blogu

Złote Lustro

Ostatni maja. Już od czwartej rozproszone światło dnia delikatnie przekonuje mnie, że moje fizyczne ciało wypoczęło na tyle, abym wprawił je w ruch i spróbował pochwycić ten dzień (seize the day). A więc podnoszę się i wychodzę przed chałupę, gdzie moje stopy dotykają zroszonej zimnej trawy, jednak na szczęście chłód jaki czuję w stopy równoważy uczucie rześkości i pełniejszego kontaktu z energiami planety.

Słońca jeszcze nie widać, w dole nad lasem, choć coraz mocniejsza wzbiera łuna tam gdzie za chwilę się pojawi. Cienka warstwa chmur wisząca nad drzewami pewnie osłabi trochę blask jego pierwszych promieni, choć może to i dobrze, gdyż spektakl będzie dłuższy.

W ptaki, dotąd śpiewające dosyć jednostajne trele, wstępuje nuta ożywienia. Jeszcze chwilę temu ich głosy dobiegały anonimowo z tej czy tamtej korony drzewa, teraz ich muzyka uskrzydlona, w lot wprawione śpiewne tańce. Pierwszy promień Słońca przenika przez niewielką szparkę w chmurze, pojawiając się na podleśnej łące niczym jakiś dar z nieba, a przynajmniej ważny znak. Czciciele Ra. Ja, ptak, drzewo, kamień, firletka, czy dumnie nastroszony szaman Szczaw.

W myślach zapytuję sam siebie: dlaczego te wszystkie stworzenia tak bardzo czekają na pojawienie się Słońca? Czy po prostu dlatego, że przyniesie utęsknione światło i zbawienne ciepło, czy może dlatego, że jego energia ma moc o(d)żywiania każdej komórki wszystkiego co żyje w tym nie do końca fizycznym świecie? W końcu światło słońca = życie. A może jeszcze o coś innego chodzi?

Następna myśl wydaje się taka znajoma. Słońce to nasze Lustro. Symbol początku i końca drogi, takiej którą jeszcze widać gołym okiem. Przypomina nam kim jesteśmy, kim byliśmy lub kim będziemy, a poza nakładką czasu nigdy nie przestajemy być. Dlatego wszystko co żyje z taką ekscytacją oczekuje na pojawienie się tego Bóstwa na niebie – błyska następna myśl. Słońce, podobnie jak nasze Wyższe Ja, to istota z tzw. szóstej gęstości, podobnie jak nasze wyższe ja – najbardziej rozwinięta, magiczna część ciebie czy mnie.

To takie pozytywne, rozpocząć dzień od przypomnienia sobie, że samemu jest się Słońcem, nieprawdaż? Nawet, jeśli perspektywę ograniczają nam trochę nasze „przyciemnione okulary” percepcji 3D, i widzimy tę Istotę w niewielkim zaledwie jej przejawie. Chyba, że wyjdziemy poza zmysły, w medytacji czy odmiennym stanie świadomości. A więc Witaj Słońce, uosobienie mojego Wyższe Ja. Jesteś Pięknym, Złotym Lustrem, i fajnie że dla każdego dostępnym.

Nie dziwi zatem kult Słońca w dawnych kulturach. Głębia tego porannego doświadczenia wydaje się rozpościerać na całe ludzkie (ziemskie) doświadczenie, ale i wykraczać poza jego granice. Namiastką tego jest być może poranne spojrzenie w swoje oczy w lustrze, choć może i nie namiastką, a innym sposobem..? na przeniknięcie.. tej zasłony.. tej tajemnicy.. niekończącej się podróży..

Tylko o czym dokładnie śpiewają ptaki już od trzeciej nad ranem, na długo zanim na niebo wstąpi Złote Lustro? Mam wrażenie, że właśnie o wniebowstąpieniu.. symbolicznie, na wskroś archetypowo i dosłownie.. W dodatku, to ich poranne gadulstwo kojarzy mi się nie wiem czemu z ludzkim czanelowaniem, bo przecież tylu z nas właśnie o tej porze (około czwartej rano) odbiera różne rzeczy najwyraźniej.. hmm, fioletowa godzina Gai.. Wyjdźcie posłuchać sami skoro świt i dajcie znać jak coś Wam przyjdzie na myśl, chyba że już wiecie..?